Od samego początku działalności człowieka handel zdobywał popularność. Nie dość, że można było dostać coś, czego nie miałeś, to jeszcze mogłeś zadowolić towarzysza towarem, którego on nie miał. I tak, na zasadzie „coś za coś”, ludzie zaczęli się socjalizować.
Minął jakiś czas, a człowiek zaczął dostrzegać uciążliwość procesu wymiany towaru za towar. Bo ciężko było określić i uzgodnić wartość, jaką dana rzecz miała w odniesieniu do rzeczy partnera transakcji. Czy dwie garści jagód to było to samo co noga świni? Raczej nie… A może tak…Problem istniał, objawiał się coraz częściej i dawał o sobie znać w zupełnie nieoczekiwanych momentach.
Aż wreszcie ktoś wpadł na idealny pomysł. Ustalmy wartość w jakiejś jednostce i przeliczmy wszystko według tego. O dziwo – udało się.
Początkowo, kamyki, muszelki, jakieś inne symboliczne gadżety, aż w końcu ujednolicono na większości terytoriów zamieszkałych jednostkę do miłego dla oka kruszcu – złota i srebra.
Od tego czasu świat jakby ruszył z miejsca. Zaczęły zawiązywać się spółdzielnie produkcyjne i handlowe, coraz więcej ludzi zarabiało krocie na handlu towarami, ale za pośrednictwem ujednoliconej waluty. Powstawały firmy, konsorcja, holdingi. Ale też zdarzało się, że podwinęła się gdzieś komuś noga i firma padała. A potem płacz i zgrzytanie zębów, a długi trzeba spłacać. Ale nić złego raczej się nie działo, bo zaistniał w przestrzeni biznesowej twór zwany skup spółek zadłużonych.
Czyli jeśli nie widzie nam się zbyt dobrze, możemy zgłosić się do takiego punktu i obadać sytuację, co możemy zrobić, jeśli naszą spółkę sprzedamy w formie, jaką obliczy księgowy. Jak by nie było, lepiej chyba taką spółkę sprzedać, nić utonąć w długach i pogrążyć się na wiele lat, albo nawet na całe życie. Dlatego ktoś, kto zechce kupić taki zadłużony biznes powinien być noszony na rękach prawie. A z pewnością na jego cześć można by pisać wiersze…Bo tak to w tym handlowym świecie wygląda. Powinniśmy trzymać się zasady win/win, czyli ja zyskuję i ty zyskujesz. Każdy by był zadowolony i gospodarka by działał śpiewająco. Ale czasem zdarzają się sytuacje, że niestety, jest ja wygrywam, ty przegrywasz. I co ? i pieniądz przestaje płynąć, a kasa zaczyna świecić pustkami.I zaczyna się poszukiwanie ogłoszeń, gdzie ktoś łaskawie zaoferuje kupie zadłużoną spółkę.
Co nam to da? Pozbędziemy się kłopotu, ktoś będzie w stanie może coś z naszą firmą zrobić – zrestrukturyzować, oddłużyć, włączyć do swojego portfolio, znaleźć innego klienta…możliwości jest dużo. A największe zdziwienie przyjdzie, gdy po kilku miesiącach spostrzeżemy, że nasza sprzedana niedawno firma zaczyna mocno piać się w górę. Że nowy właściciel był w stanie ogarnąć wszystko na nowo o rozkręcić biznes zgodnie ze sztuką.
Ale nie ma się co przejmować. My byśmy utonęli, więc za kasę, która został w kieszeni zawsze można zacząć coś nowego, ale już bez wierzycieli i innych ciążących zobowiązań. i komornik do nas nie zapuka, i sąd nie będzie nas wzywał…Wszytko ładnie się podopinało.